czwartek, 24 listopada 2016

Ateny od A do Z





Ateny są stolicą Grecji, ale większość turystów odwiedzających ten kraj omija je szerokim łukiem i rusza na jedną z malowniczych wysp. Niesłusznie, bo w Atenach można połączyć – jak to się ładnie mówi - przyjemne z pożytecznym. A konkretnie podzielić wyjazd wakacyjny między zwiedzanie i leniuchowanie.

A jak Akropol


Czyli punkt obowiązkowy wycieczki do Ąten. Trafił mi się darmowy wstęp (ze względu na Europejskie Dni Dziedzictwa) i może dlatego napotkałem na Akropolu dziki tłum, ale z drugiej strony podejrzewam, że w takim miejscu zawsze jest sporo ludzi. Nawet mimo tego, że trzeba się    tam wspinać, co w upale zdecydowanie nie jest wielką przyjemnością. Zabytki plus widok ze wzgórza są jednak zdecydowanie warte wysiłku, choć o – jak to się ładnie mówi - poczucie atmosfery tego miejsca przy ciągle przepływającej masie ludzkiej jest trudno. Na zboczach największe wrażenie zrobił na mnie Odeon Heroda, który można oglądać ze szczytu widowni. Jestem przekonany, że wszelkie koncerty (i inne „imprezy”) organizowane w naszych czasach w tym miejscu są magiczne. P.S. Z przyziemnych i przydatnych informacji warto odnotować, że na Akropolu jest czynna toaleta.

B
jak Bieg
Dla biegaczy nie lada gratką powinna być możliwość potrenowania na stadionie pierwszych nowożytnych igrzysk olimpijskich z 1896 roku. Można tam potrenować/pobiegać w każdy poranek (jeszcze przed godzinami otwarcia), choć chętnych chyba nie ma wielu, bo ja decydując się na wizytę biegową byłem na stadionie sam. Co zresztą dodaje uroku zabawie.

C
jak Ciecierzyca
Moje prywatne greckie odkrycie. Przed wyjazdem nigdzie nie czytałem o prażonej ciecierzycy i nawet nie do końca wiedziałem, co kupuję w sklepie :) Okazało się, że to świetna przekąska i choć trudno dostać gotowy produkt w Polsce, to można ją przyrządzić w domu. 12 godzin moczenia, potem przyprawy,  oliwa, do piekarnika i jest!

D
jak Dzieci
W przeciwieństwie do niektórych stolic (np. Rzym, o którym pod tym kątem sporo czytałem) placów zabaw dla kilkulatków nie brakuje. Innych atrakcji również nie. My przed wyjazdem korzystaliśmy ze świetnie opisanej anglojęzycznej strony kidslovegreece.com. W ten sposób trafiliśmy np. do parku Flisvos, który znajduje się tuż przy jednym z nadmorskim przystanków tramwaju w stronę    Pireusu i mieści kilka różnych placów zabaw, a także sympatyczną knajpkę. Dzieciom polecam też Hellenic Children's Museum (bezpłatne) mieszczące się kilka minut na piechotę od centralnego placu Syntagma. Jedynym jego minusem jest nieduża powierzchnia, która sprawia, że przy sporej popularności sale (muzeum jest w kamienicy) są oblepione dziećmi jak muchami. Im to raczej nie przeszkadza, a nieznajomość greckiego była problemem jedynie w tym, że nie mogliśmy uczestniczyć w zorganizowanych zajęciach (na które i tak trzeba się wcześniej zapisywać). Ale to nie jest konieczne - dzieci mogą świetnie bawić się same, z rodzicami lub z innymi dziećmi. Sale dotyczą różnych tematów – kuchnia, ludzkie ciało, supermarket (hit – dzieci jako kasjerki, „pieniądze”, koszyki i dziesiątki produktów do zakupienia), plac budowy, woda itp.

F
jak Frappe
Próbowałem dawno temu w Polsce i nie przypadło mi do gustu, próbowałem też po powrocie z Grecji i już    wiem dlaczego. Oni robią    to inaczej, oni wiedzą, jak to robić :) Frappe to w skrócie kawa rozpuszczalna z lodem, mlekiem, wodą, mieszana specjalną maszynką. Grecy piją to wręcz nałogowo, często na ulicy widać osoby z kubkami „na wynos” z frappe. Mi też się wkręciło, bo jest i orzeźwiające (na upały), i pobudzające (na zmęczenie). W małych knajpkach, ciastkarniach lub lodziarniach można nawet dostać za około 1 euro.

G
jak Glyfada (i plaże)

Nadmorska miejscowość, do której dotrzemy tramwajem (patrz pod T). Przy wybieraniu miejsca noclegowego poważnie rozpatrywałem tę lokalizację i jest to dobra alternatywa dla okolic centrum, ale w zasadzie nie żałuję, bo będąc w Glyfadzie pewnie wybrałbym się do  serca Aten raz, by zobaczyć Akropol. Oczywiście z lenistwa, bo mając morze, słońce i knajpki pod nosem nie chciałoby mi się jeździć prawie godzinę do centrum.

W Glyfadzie i okolicznych miasteczkach nie brakuje plaż, są wersje dla każdego – czyli za darmo i na bogato. Przy przystanku tramwajowym Paleo Dimarchio: plaża darmowa - piasek, duża przestrzeń, darmowe parasole, toalety typu toitoi, dno morza z szybkim spadem, brak knajpek (ale w zamian co 10 minut pojawia się pani "massage for you?":) ), odgłosy z ulicy bardzo ciche.

Przy przystanku Kolymvitirio (trzeba kawałek dojść, bo to jeden z kilku przystanków w Glyfadzie kilkaset metrów od linii brzegowej): plaża płatna o nazwie Asteras (4 euro w tygodniu, 6 euro w weekend) - piasek, woda bardzo płytka kilkadziesiąt metrów w głąb morza, leżaki i parasole w cenie, ładne przebieralnie i prysznice, boisko do siatkówki, plac zabaw dla dzieci (w tym płatne automaty, dmuchane zamki itd.), dodatkowo płatne dmuchane atrakcje na wodzie, restauracja z "ogródkiem" wychodzącym na plażę i możliwością zamówienia prosto na leżak (co nie oznacza, że nie można przynosić swoich produktów), odgłosy z ulicy bardzo ciche 


Można też (jadąc tramwajem od strony centrum) wysiąść jeszcze przed Glyfadą przy przystanku Kalamaki - plaża darmowa - kamyczki, leżaki/parasole płatne, knajpka, kiosk z napojami i smakołykami, niezbyt ładne przebieralnie i toalety, dno morza z szybkim spadem, odgłosy z ulicy wyraźne. Obok jest też plaża płatna, ale tam nie zaglądałem. No i są oczywiście inne plaże – dalej za Glyfadą w Vouli czy Vouliagmeni lub Varkizie (tam już tramwajem nie dojedziemy) lub wcześniej przed Kalamaki (ale tam to raczej prowizorka i raczej nazwałbym to kąpieliskiem, nie plażą).

I jak Igrzyska...

...olimpijskie. Ich ślady – starożytne i nowożytne - widać w wielu miejscach. Zrujnowanych obiektów IO z 2004 roku nie odwiedzałem, za to byłem na wspomnianym stadionie pierwszych igrzysk z 1896 roku i „odkryłem” tam bardzo interesującą dla miłośnika sportu kolekcję plakatów ze wszystkich IO. Polecam, w internecie właściwie nie ma na ten temat informacji, a wystawa jest ciekawa.

J
jak Język
Początkowo wydawał mi się kosmiczny, ale po solidnym researchu przed wizytą w Atenach i dwóch dniach obcowania z napisami na co dzień nie miałem już większych problemów z przełożeniem greckich liter na nasz alfabet. A wtedy okazywało się, że dane słowo brzmi podobnie do naszego. Z greckim alfabetem największy problem jest taki, że niektóre małe litery kompletnie (przynajmniej w naszym mniemaniu) nie pasują do dużych – np. duże N to małe v. I bądź tu mądry...

K
jak Korki
Gigantyczne, naprawdę. Wydawało mi się, że w Warszawie są duże, ale jednak te ateńskie jednak większe. Grecy radzą  sobie jednak jak mogą, czyli np. kompletnie lekceważąc czerwone i zielone światło. Dotyczy to w większym stopniu pieszych, ale widziałem też dziwaczne sytuacje, gdy np. mający zielone światło motocyklista zatrzymywał się przed przejściem i machał stojącym na czerwonym świetle osobom, by przechodziły.

M
jak Muzeum...

...Akropolu z zewnątrz w ogóle nie pasuje do tematyki i otoczenia. Jest szklane i nowoczesne, a  przecież wypełnione zabytkami ze starożytności. Z bliska jest jednak zdecydowanie lepiej, ciekawie wyglądają już ruiny pod szklaną podłogą przed wejściem i w holu. W środku eksponaty są świetnie opisane i możemy spokojnie spędzić tam kilka godzin. Ta wizyta da nam zapewne więcej wrażeń niż wizyty w ruinach (patrz R). Jako przerywnik można udać się na taras z widokiem na Akropol. Kawa w takim miejscu to sama przyjemność!

N
jak Nea Smyrni
Przed przyjazdem wydawało mi się, że Ateny to pod względem sportu Panathinaikos, Pireus to Olympiakos, a reszcie kibicuje grupa wariatów. Nie zdawałem sobie nawet sprawy, że Atenami de facto jest samo centrum i wystarczy odjechać kilka przystanków tramwajem, a już jesteśmy w innym mieście. Trafił mi się nocleg w Nea Smyrni, gdzie rządzi Panionios, klub założony w... Izmirze. Bo Nea Smyrni to dzielnica zasiedlona w pierwszej połowie XXI wieku przez Turków z okolic Smyrny (czyli obecnego Izmiru).  Trudno powiedzieć, czy na ulicach widać wpływy tureckie, bo... nigdy nie byłem w Turcji, ale jest to bardzo sympatyczna dzielnica/miasto z parkiem i głównym placem (restauracje, kawiarnie, fontanny) leżąca w połowie drogi między centrum a wybrzeżem.

P
jak Pączki
Być może to przypadek, ale zauważyłem w Atenach wielkie nagromadzenie punktów sprzedaży pączków. Tak, pączków i nie takich jak w Polsce, ale wielkich, robionych na bogato z lukrem, polewami, posypkami, wymyślnymi nadzieniami itd. Najwięcej punktów należało do sieci Nanou Donuts House, więc może popularność pączków to ich zasługa, a inni po prostu „papugują”.

R
jak Ruiny
To zabrzmi jak obrazoburcze stwierdzenie, ale jeśli ktoś nie jest miłośnikiem historii/archeologii/Grecji, to zwiedzanie obiektów typu Agora, świątynia Zeusa, biblioteka Hadriana itp. można sobie darować. Akurat mi się trafił wspomniany wyżej wstęp wolny (dzięki czemu przynajmniej nie żałuję niepotrzebnie wydanych euro :)), więc do kilku zaglądałem, ale z bliska nie robią wielkiego wrażenia.

S
jak SouvlakiLokalny fast food, coś  jak odpowiednik „naszych” kebabów. Pogubiłem się w rodzajach, ale krótko mówiąc: można dostać w formie szaszłyka lub w picie z warzywami, ziemniakami/frytkami i sosem tzatziki. Bardzo dobra przekąska w przystępnej cenie około 2 euro.

T
jak Tramwaj
Dla nas (mam na myśli mieszkańców dużych polskich miast) tramwaje to norma, są właściwie od zawsze i trudno sobie wyobrazić komunikację miejską w Warszawie czy Wrocławiu bez nich. W Atenach tramwaje jeżdżą dopiero od 2004 roku i można się domyślać, że nie przypominają starych „ogórków”. Linie są trzy, ale wszystkie po jednej, mającej rozwidlenie, trasie. Prowadzi ona z planu Syntagma w kierunku wybrzeża i początkowo trochę  się wlecze, ale później rozdziela się na dwie części – do Pireusu i do Vouli (przez m.in. Glyfadę). W związku z tym pozwala na komfortową podróż z widokiem na morze i np. przemieszczanie się między plażami.

W
jak Wydatki
Ceny są przyzwoite, choć przeciętnie nieco wyższe niż w Warszawie. Za obiad dla dwóch osób z napojami w centrum Aten zapłaciliśmy po przeliczeniu prawie 100 złotych, a wydaje mi się, że nie była to knajpka z kategorii tych bardziej wyrafinowanych. W marketach (polecam Sklavenitis – po grecku ΣΚΛΑΒΕΝΙΤΗΣ) trafiają się produkty wyraźnie droższe (np. jogurty owocowe, chyba że nie umiem szukać) niż w Polsce, ale ogólnie nie ma na co narzekać. To nie Skandynawia :)

Ż
jak Żółwie
Obok placu Syntagma znajdziecie Ogrody Narodowe, świetne miejsce na odpoczynek, relaks i ciszę w centrum zatłoczonego miasta. Drzewa, ławeczki, plac zabaw w cieniu, spokojne zakątki oraz... staw z żółwiami. Gdy przeczytałem o nim w internecie, to spodziewałem się   czegoś   zupełnie innego. Tymczasem ten staw to niewielka sadzawka z górą głazów/kamieni na środku i dosłownie stosem żółwi. Nie jestem wielkim znawcą tych zwierząt, ale ten widok sprawiał przygnębiające wrażenie. Na dodatek w wodzie pływał martwy osobnik obgryzany przez kilku „kolegów”. Jeden z przechodniów/obserwatorów wyjaśniał, że ten nieżywy żółw to inny gatunek, który nie radzi sobie w wodzie i to zaskakujące, że znalazł się   w takim miejscu. Być może ktoś w ten sposób chciał się pozbyć   go z domu i nie przemyślał swojej koncepcji. Albo jeszcze gorzej – przemyślał...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz